Krzysztof Kamil Baczyński polski poeta czasu wojny, podchorąży Armii Krajowej, podharcmistrz Szarych Szeregów, jeden z przedstawicieli pokolenia Kolumbów, w czasie okupacji związany z pismem „Płomienie” oraz miesięcznikiem „Droga”. Zginął w czasie Powstania Warszawskiego jako żołnierz batalionu „Parasol” Armii Krajowej.
We wtorek 1 sierpnia teściowa zrobiła na obiad jego ulubione pierogi z jagodami. Zjadł jak rozradowany dzieciak. Potem nałożył na rękaw bluzy biało-czerwoną opaskę, do beretu przypiął orzełka, a do klapy odznakę Agricoli. Zbiegał po schodach a za nim Basia, jego żona. Może zdążyli jeszcze szepnąć: kocham cię. I pobiegli na wyznaczone rozkazem miejsca zbiórek. Nie spotkali się już więcej. Nie starczyło czasu, by Basia powiedziała mu, że jest w ciąży. Krzysztof zginął 4 sierpnia 1944 roku, mając zaledwie 23 lata. Drobny blondyn wyglądał jak chłopiec, a nie mężczyzna. Na żołnierza się nie nadawał, ale do powstania i tak poszedł.
Tablica pamiątkowa przy ul. Hołówki 3
Wybuch powstania zaskoczył Baczyńskiego na ulicy Focha, w pobliżu placu Teatralnego. Wysłano go tam, by odebrał buty dla oddziału. Stawił się z czterema kolegami o godzinie 16. I czekał. Kiedy zaczęły się walki, nie miał już jak przedostać się na miejsce zbiórki swojego plutonu. Dołączył więc do oddziału złożonego z ochotników, którymi dowodził podporucznik Lesław Kossowski. 2 VIII od wczesnego rana wszczęto zaciekłe walki o pałac Blanka. Wydawało się, że pałac jest twierdzą nie do zdobycia. Mimo bardzo silnego oporu Niemców, został jednak zdobyty. Byli po obu stronach zabici, ranni i wzięci do niewoli. Walki trwały dwa dni. Po zdobyciu pałacu Baczyński został odkomenderowany na wieżę Ratusza, na posterunek obserwacyjny. 4 sierpnia był znów w pałacu – miał wartę w pokoju na pierwszym piętrze, wychodzącym na wprost kolumnady Teatru Wielkiego.
Zginął trafiony przez niemieckiego snajpera.
Tablica pamiątkowa na ścianie pałacu Blanka
To był jeden z pierwszych powstańczych pogrzebów. Kiedy żołnierze z biało-czerwonymi opaskami stali na dziedzińcu Ratusza, któryś z nich ponoć zapytał, kogo chowają. "Człowieku, to Słowacki!" – usłyszał w odpowiedzi. W miejscu, gdzie go pochowano, stoi dzisiaj pomnik Nike. Wiersz "Elegia o chłopcu polskim" powstał 20 marca 1944 roku. W ostatniej zwrotce poeta napisał:I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc, i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło. Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką. Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?
Wtedy, 4 sierpnia, to była kula.
Dla matki Stefanii Baczyńskiej, nauczycielki było jasne, że gimnazjum, w którym będzie zdawał maturę, ma być najlepsze. Poszedł więc do Batorego, gdzie w jednej klasie uczył się z późniejszymi bohaterami Szarych Szeregów – Tadkiem "Zośką" Zawadzkim, Aleksym "Alkiem" Dawidowskim i Jankiem "Rudym" Bytnarem.
Krzysztof nie był dobrym uczniem. Miał kłopoty z matematyką. Chorował na astmę, więc nie interesował go sport. Nie miał też zbyt wielu kolegów. Dzisiaj o takich dzieciakach mówi się, że to outsiderzy – trochę z boku, trochę dziwni, zbuntowani przeciwko autorytetom, żyjący w swoim świecie. Ale może właśnie dlatego, że nie był prymusem ani zdobywcą rekordów na szkolnej bieżni, związał się z polityką: miał 14 lat, kiedy został członkiem Komitetu Wykonawczego "Spartakusa" – tajnej organizacji działającej w szkołach średnich pod szyldem Polskiej Partii Socjalistycznej. Był rok 1937, "Spartakus", który powstał dwa lata wcześniej, prowadził akcje samokształceniowe wśród uczniów, a jego członkowie chodzili na wiece i zebrania robotnicze. Na rok przed wybuchem wojny młodzi zbuntowani zaczęli wydawać pismo "Strzały", a Baczyński został jego współredaktorem..
Wszystko zmienił 1939 rok. Najpierw, w maju, Krzysztof zdał maturę. Planował studia z grafiki, ale w lipcu na serce zmarł ojciec, a 1 września wybuchła wojna. Już w 1940 roku Krzysztof zaczął publikować w podziemnej prasie swoje wiersze – pod pseudonimem Jan Bugaj. W tym roku wydał też debiutancki tomik "Zamknięty echem" – w liczbie siedmiu egzemplarzy. Imał się różnych zajęć. Przez jakiś czas uczył się w Szkole Sztuk Zdobniczych i Malarstwa. I pisał, pisał, jakby się bał, że nie zdąży napisać wszystkiego.
Miłość od pierwszego wejrzenia.
To był tajny wieczorek literacki ze studentami tajnej polonistyki. 1 grudnia 1941 roku, jedno z wielu konspiracyjnych mieszkań. W grupie studentów była drobna, szczupła dziewczyna o inteligentnym spojrzeniu lekko skośnych oczu, brązowych włosach i zadartym nosie. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej skończyła 19 lat. Interesowała się literaturą, szczególnie francuską. I pisała wiersze – po wojnie chciała zostać krytykiem literackim. W tym mieszkaniu dyskutowali więc o książkach, a jego zainteresowała ta bystra dziewczyna o zdecydowanych poglądach wyrażanych w równie zdecydowany sposób. Oświadczył się jej cztery dni później, a ona przyprowadziła go do mieszkania swoich rodziców, by przedstawić im chłopaka, który spieszył się do małżeństwa. To był cios dla Stefanii Baczyńskiej. Choć sama była córką rzemieślnika (robił czapki), nie szczędziła złośliwych uwag, że syn żeni się z drukarzówną (ojciec Basi miał drukarnię). Próbowała go odwieść od tego małżeństwa, przekonać, by poczekał, aż życie znów stanie się zwyczajne. Ale on się spieszył, starając się nie widzieć tego, że matka jest zazdrosna – zamiast dla niej syn zaczął pisać wiersze dla innej kobiety. Jerzy Andrzejewski, pisarz, który był jednym z mentorów poety, w swoim dzienniku pisał wprost: dla Stefanii Baczyńskiej małżeństwo jej syna z Basią Drapczyńską było mezaliansem i dopustem bożym. Ale nie była w stanie zmusić go, by się odkochał.
Ta miłość dała mu nowe życie.
Był 3 czerwca 1942 roku. Uroczystość odbyła się o dziesiątej rano w kościele na Powiślu. Jednym ze świadków był Jerzy Andrzejewski. Basia miała na sobie kremowy kostium, a ręku bukiet konwalii. Krzysztof ubrany był w ciemny garnitur.
Wesele odbyło się w domu Drapczyńskich, goście szeptali, że teść poety sprzedał złoty zegarek, by wyprawić przyjęcie. Przy stole nie było Stefanii Baczyńskiej, która w kościele, kiedy młodzi powiedzieli sobie sakramentalne "tak", zasłabła…
Te "śmieszne dzieciaki" musiały dorosnąć. Basia wprowadziła się do teściowej. W niewielkim mieszkanku rozpętało się piekło, bo obie – matka i żona – szczerze się nie znosiły. Basia żaliła się koleżankom, że najgorsze, co może człowieka spotkać, to mieszkanie pod jednym dachem z teściową.
Atmosfera w mieszkaniu Baczyńskich była tak gęsta, że teściowa i synowa w jakimś momencie zdecydowały się nawet podzielić je prześcieradłami, ale koniec końców ustąpiła matka, kiedy po jednej z awantur Basia uciekła do rodziców. Stefania Baczyńska wyprowadziła się więc do Anina.
Latem 1944 roku Krzysztof wstąpił do Szarych Szeregów. Przydział: II pluton "Alek" wchodzący w skład II kompanii "Rudy" batalionu "Zośka". Jako starszy wiekiem – miał 22 lata – stanął na czele sekcji liczącej pięć osób. I zapisał się na ostatni przed powstaniem, czwarty, turnus tajnej szkoły podchorążych Agricola.
Krzysztof był fizycznie za słaby nawet na dźwiganie karabinu. Owszem, wziął udział w akcji Tłuszcz-Urle – zamachu na pociąg niemiecki, podczas którego był w grupie odwodowej, która obrzucała wykolejony pociąg granatami, ale wszyscy wiedzieli, że kiepsko strzela i spokoju nie daje mu astma. W czerwcu 1944 roku przeszedł szkolenie w Puszczy Białej pod Wyszkowem – komendant tajnej bazy w meldunku wysłanym do Warszawy jego możliwości ocenił źle. W efekcie na miesiąc przed wybuchem powstania dowódca poety Andrzej Romocki poprosił, aby objął nieoficjalne stanowisko szefa prasowego kompanii. Urażony Baczyński odmówił i przeszedł do "Parasola", przyjmując pseudonim "Krzyś". Kolejny dowódca poety, Jan Rodowicz "Anoda", też prosił wspólną znajomą: "Znasz Baczyńskiego, powiedz mu, żeby pisał wiersze, a nie bawił się w wojsko, wojna nie dla takich jak on". Na darmo. Nie przekonał go również Kazimierz Wyka, który w podziemnej prasie chwalił jego wiersze. -"Zacząłem mu tłumaczyć, czy naprawdę jest rzeczą potrzebną, ażeby on z bronią w ręku szedł do Powstania, że może lepiej by siebie przechować, nie wiadomo, jak to będzie. Baczyński się bardzo żachnął, jak był opanowany, tak żachnął się wręcz gniewnie, i oto powiedział mi wprost: Proszę pana, kto jak kto, ale pan to powinien wiedzieć, dlaczego ja muszę iść, jeżeli będzie walka. Kto jak kto, ale człowiek, który tak zna i rozumie moje dzieło, musi zrozumieć mnie!” – wspominał po latach Wyka, jeden z opiekunów spuścizny poety, wyznaczony do tej roli testamentem matki.
Stanisław Pigoń, kolejny literaturoznawca, na wieść, że Baczyński wstąpił do oddziału dywersyjnego, powiedział: – Cóż, należymy do narodu, którego losem jest strzelać do wrogów z brylantów. Przyjaciele poety opowiadali po wojnie, że przeczuwał śmierć. Kiedy oni snuli plany na czas po, on patrzył w dal nieobecny. 13 lipca 1944 roku na Warszawę ruszyło natarcie Armii Czerwonej. Baczyński napisał ostatni wiersz, który kończył się słowami: I wtedy budzą się płacząc, bo strzały pękają z daleka, Bo śnili, że dziecko poczęli całe czerwone od krwi. Basia nie wiedziała, że zginął. Szukała wiadomości o nim, biegała po piwnicach, pytała, ale nikt nic nie wiedział. Po wojnie mama Basi opowiadała, że chciała znaleźć Krzysztofa i powiedzieć mu, że będą mieli dziecko… Był 24 sierpnia, kiedy wyszła na podwórko kamienicy, w której mieszkali jej rodzice. Jak co dzień od trzech tygodni leciały bomby. Z okien posypały się szyby. Kawałek szkła wbił się jej w skroń. Zdołała powiedzieć: "Mamo, jestem ranna" i straciła przytomność. Rodzice znieśli ją do piwnicy, udało im się nawet znaleźć lekarza, który próbował zoperować Basię, ale nie miała szans. Nie było wody, opatrunków, leków. Nie było nic poza śmiercią. W ostatnią noc sierpnia matce Basi przyśnił się Krzysztof. W tym śnie podszedł do jej córki, nakrył ją swoim płaszczem. I odeszli razem. Barbara Baczyńska zmarła 1 września. Jak opowiadała Feliksa Drapczyńska, trzymała w dłoni tomik wierszy Krzysztofa i powtarzała w malignie: "Idę do ciebie, już idę". Wieści o śmierci Baczyńskich Iwaszkiewicz przekazał Andrzejewskiemu w grudniu 1944 roku, pisząc w liście: "Niestety, o Krzysiu to prawda, to samo o Basi. Zginęli oboje, każde gdzie indziej".
Grób Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Barbary Drapczyńskiej-Baczyńskiej na warszawskim Cmentarzu Wojskowym na Powązkach
"Mamo, ja leżę drugi od brzegu".
Katarzyna Zyskowska-Ignaciak napisała piękną powieść o miłości Basi i Krzysztofa, która odmieniła czas kaleki - "Ty jesteś moje imię".